Nie było jakoś bardzo zimno, ani grama śniegu, ale za to okropny wiatr.
Gdy wsiadłam do kajaka pomyślałam "o cholera". Był strasznie zwrotny, a przez to wywrotny. Dawno nie czułam się tak niepewnie jak wtedy. Widok jednego kajakarza, który się wywalił jeszcze przed startem i musieli go wyławiać z wody łódką też nie pomógł. Najzwyczajniej w świecie się bałam. Cały czas zastanawiałam się jak to będzie wpaść do góry nogami do zimnej wody w tysiącu warstw ubrań jakie miałam na sobie. czy dam rade odpiąć fartuch (taką płachtę naciąganą na otwór kajaka)? Czy WOPR mnie w ogóle dostrzeże?
Wiało okropnie. Byłam przeszczęśliwa gdy dopłynęłam do brzegu. i obiecałam sobie, że NIGDY WIĘCEJ. Pływania zimą, w zimowych ciuchach. ....Brrr....
Zajęłam zaszczytne 6. miejsce w kategorii K-1 (ha ha - na sześć zawodniczek) ale dołożyłam kilka punktów klubowi i WIKING zajął III miejsce drużynowo.
Wojto nie płynął, wspierał mnie z brzegu i czytał sobie na ławce książkę w czasie gdy ja walczyłam o życie z falami ;-) Zrobił mi zdjęcia po wyjściu z wody, w pełnym rynsztunku...ale gdzieś te zdjęcia wcieło ;-(
...znalazł!
oto ja przed, w trakcie i szczęśliwie po ;-)
Byłam ostatnią jedynką.... ale kilka osad z powodu złych warunków zawróciło chwilę po mecie, więc mogę być dumna ze swojej głupoty. Y..yyy.. to znaczy odwagi :-P
Marzenie spełnione.
NEXT!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz